Wywołujmy skandale


Coraz rzadziej sprawdzam portale informacyjne, choć kiedyś byłem bardzo od tego uzależniony. Chciałem wiedzieć co stało się na drugiej stronie globu, a gdy się już dowiedziałem, zgłębiałem temat i mój głód informacji był zaspokojony, przynajmniej na jakiś czas.

Dzisiaj jest trochę inaczej. Czytam głównie portale lokalne, aby wiedzieć co w pobliskiej trawie piszczy. Większe portale poziomem serwowanych informacji niestety tak mnie zasmuciły, że z radością odpuszczam wklepywanie ich adresów w wyszukiwarkach. Mam wrażenie, że poziom dziennikarstwa – szczególnie w internecie – spada na pysk równolegle do spadku poziomu debaty publicznej w Polsce. Piszę to całkowicie neutralnie patrząc z punktu widzenia moich poglądów politycznych. Emocje zastępują rzeczowe argumenty, a wywoływane skandale odwracają uwagę od bardzo ważnych kwestii, które wymagają np. działań systemowych. I tyle jeśli chodzi o politykę.

Kościół na językach

Mimo, że moje prasówki trwają już krócej niż kilka lat temu, zauważam, że temat kościoła, mojego kościoła jest nadal bardzo chwytliwy. Przynajmniej raz na dzień trafiam na jakiś artykuł dotyczący księdza pedofila lub zakonnika, który odszedł z kobietą. Zdarza się też, że siostra zakonna okradnie zgromadzenie lub wda się w romans z księdzem biskupem. W necie jest tego dużo. Niektórzy bracia w wierze twierdzą, że to zmasowana nagonka na kościół, którą musimy odeprzeć i walczyć do upadłego. Inni odwracają się na pięcie i „czarnym” mówią „papa”, mając dość ich zachowania, które nie ma nic wspólnego z Ewangelią. W pewien sposób rozumiem jednych i drugich.

Tych pierwszych rozumiem dlatego, że ciężko nie zauważyć stronniczości w doborze publikowanych materiałów. Czym bardziej skandaliczny temat, tym bardziej klikany. Na dziesięć kościelnych newsów dziewięć przedstawia „czarnych” w sposób negatywny. Wolność mediów daje im prawo do publikowania dowolnych treści, jednak ciężko nie odnieść wrażenia, że tak ukierunkowane działania mają kościół zwyczajnie zdyskredytować.

Odpływający z kościoła słusznie oczekiwali wzorca i pasterza, który ich porwie do czegoś więcej niż odhaczanie w kościółkowym kalendarzu godzinówki. Tymczasem nierzadko trafili na biznesmena lub burżuja, który rości sobie prawo do wygodnego życia, niezgodnego z własnym powołaniem. Takie sytuacje mogą człowieka skutecznie odstraszyć.

Na własne życzenie

Mam wrażenie, że na własne życzenie stworzyliśmy sobie kościół, który ma skuteczne patenty na odstraszanie naszych braci. Kościół, który za wszelką cenę stawia miliony argumentów w kwestiach etycznych, broniąc do ostatniej kropli krwi moralności, szczególnie tych ludzi, którzy już z niego odeszli.

Jako chrześcijanin rozmawiam z wieloma ludźmi na tematy okołoduchowe i mam wrażenie, że coś nam się pokiełbasiło. Homoseksualizm, aborcja, eutanazja, czystość seksualna, itp. to tematy, które rozgrzewają nas do czerwoności, a jednocześnie zapominamy o meritum. Robimy z chrześcijaństwa tylko i wyłącznie instrukcje moralną dla tych, których chcemy nawrócić. Jesteśmy skuteczni w tym nawracaniu na tyle,że nawracani zawracają w kierunku własnego domu.

I nie mam tu na myśli tylko kapłanów. Mam na myśli nas zwykłych zjadaczy chleba, którzy codziennie spotykają innych zjadaczy, niekoniecznie tak „żarliwie” wierzących.

Wielu z nas chyba się w tym zagubiło, przestawiając akcent tylko i wyłącznie na moralność, jednocześnie zapominając o meritum, czyli o relacji z Jezusem. Czasem myślę, że mówi On do nas: „pokaż mu/jej dobra nowinę”, a my na to: „chwileczkę Jezu muszę jeszcze omówić kwestie seksu przedmałżeńskiego”. Bóg zdaje się wyciągać do nas rękę, której nie dostrzegamy, przez mury wybudowane skądinąd z ważnych, ale nie najważniejszych pojęć moralnych.

Takie chrześcijaństwo nie ma za wiele wspólnego z chrześcijaństwem. Jest wypaczeniem całego sensu wiary, którą dumnie nosimy na ustach. Nie tędy droga. Jedyną drogą życia chrześcijanina jest wywoływanie skandali.

Wywołuj skandale, najlepiej codziennie

Kiedy zwrotnica zostanie przestawiona w kierunku przybicia piątki z Jezusem nieustannie wywołuj skandale.

Nie obnażaj słabości pijaków leżących na ulicy szydząc z ich oszczania czy obrzygania, unosząc głowę wysoko. Spójrz im w pijane i zmęczone oczy pamiętając, że spotykasz w nich Jezusa. Odprowadź ich tam gdzie trzeba i poświęć im swój czas.

Zaproś do stołu wigilijnego lub na niedzielny obiad kogoś kto jest sam, zapominając
o tym, że został sam na własne życzenie.

Kiedy twoi znajomi trafią w kościele na biznesmena zaprowadź ich do księdza, który
z radością ochrzci dziecko za darmo.

Kiedy twoja koleżanka jest bita nie udawaj, że nie znasz tematu, tylko zareaguj.

Przestań wreszcie nawracać innych, kiedy belka w Twoich oczach zasłania ci widok na świat.

To wszystko będzie skandalem, bo szczególnie Twoje otoczenie się zbuntuje. Ewangelia jest radykalna i dopóki będziemy robić z niej moralną papkę dopóty nasze chrześcijaństwo będzie odrabianą i smutną pańszczyzną.

Rzecz jasna możemy dalej robić z siebie mędrców tego świata, ale po przejściu na drugą stronę możemy się zdziwić, kiedy Ten, w którego imieniu rzekomo działaliśmy powie nam: „nie znam Was”.

Bez czytania Ewangelii nie otwierajmy nawet ust do ludzi, którzy chcą z nami dyskutować, bo się ośmieszymy.

Bądźmy skandalistami miłosierdzia, bo na razie skandalem jest to jak hardzi jesteśmy w słowie, a jak przeciętni w czynie. I nie, nie mam na myśli przymykania oczu na grzech, ale pójście w miejsce, gdzie jego fetor wymaga perfumu miłosierdzia.

Bez tego nic nie możemy dać tym, którzy czasem bardziej słusznie, innym razem mniej, nazywają nas hipokrytami, bo niestety czasem bardziej, a czasem mniej, mają rację.

Jeśli macie chwilę zachęcam Was do wysłuchania konferencji ks. Konrada Krajewskiego, który mówi o życiu czystą Ewangelią m.in. w wydaniu Papieża Franciszka. Ja zbierałem szczękę z podłogi.

Jeżeli ktoś z Was potrzebuje np. modlitwy w jakiejś konkretnej intencji z chęcią wesprę tą sprawę. W razie czego jestem pod adresem mailowym zwyklytata@gmail.com

Image by stempow from Pixabay

5 myśli w temacie “Wywołujmy skandale

  1. Alicja pisze:

    Nie potrafię mądrze skomentować tego tekstu, ale z chęcią przeczytałam pomimo, że jestem niewierząca.
    Cenię sobie po prostu przede wszystkim wolność, człowieczeństwo, przyzwoitość, tolerancję, uważność na drugiego człowieka, wiedzę, ugodowość, ale nie nie za wszelką cenę, poczucie humoru i dystans do siebie i rzeczywistości, itd.
    Tego nie ma w polskim katolicyzmie – ponoć gdzieś zdarzają się też prawdziwi katolicy, ale nie znam. Dzielenie ludzi na różne religie to straszne zło wyrządzane całej ludzkości na przestrzeni jej istnienia. Wolę być poganką i zapraszam tutaj, to już starszy tekst, ale zawsze aktualny https://mozgojazda.wordpress.com/2018/03/27/poganki-i-poganie/

    Polubione przez 1 osoba

    • zwykły tata pisze:

      Alicja dziękuję za Twój komentarz. Tekst przeczytałem, może kiedyś odniosę się do tych punktów.
      Wartości, które Wymieniłaś, ja osobiście dostrzegam często w moich braciach „katolach”, choć rzeczywiście nie wszystkich.
      Ja generalnie się po prostu zakochałem, i tak ta moja relacja ja – Jezus trwa. Nie umiem się odkochać 🙂
      Pozdrawiam i do przeczytania 🙂

      Polubione przez 2 ludzi

      • Joanna Żyła pisze:

        Dziękuje Ci za ten tekst. Bardzo potrzeba nam takich głosów. Potrzeba nam się nieustannie nawracać. Każdy ochrzczony jest członkiem Kościoła. Z wiarą człowieka bywa różnie. Wszyscy jesteśmy równi w oczach Boga. Umarł za nas wszystkich. Tym, którzy wierzą i są „wewnątrz”, potrzeba oczyszczenia i pokory. Zamiast wywyższać się (bo jestem bliżej Boga, czyt: lepszy niż niewierzący), po prostu kochajmy. Najlepszym świadectwem, jakie możemy dać innym, jest dobry przykład. :). Szacun za odważny i szczery tekst.

        Polubione przez 1 osoba

  2. Rycerz słowa pisze:

    Bóg, honor, ojczyzna. Pamiętajmy o tym każdego dnia. Temat na czasie, dobrze przedstawiony. Świetny blog. Życzę dalszej owocnej pracy ze słowem pisanym. Pozdrawiam

    Polubione przez 2 ludzi

Dodaj komentarz